A zatem powracam do papierowej wikliny. Jeszcze przed Świętami wyplotłam taki oto koszyk.
Koszyka już w domu nie posiadam, więc trudno podać mi dokładne wymiary, ale tak mniej więcej mierzył sobie około 40 cm długości i około 25 cm szerokości i wysokości. Z tym, że wysokość koszyka jest zróżnicowana z powodu uszów, które podwyższają go o kilka centymetrów na każdym z krótszych boków. Zdecydowałam się na wycięcie rurek osnowy z miejsca, gdzie powstały uszy, po lekkim podklejeniu ich końcówek. Zabezpieczenie uciętych końcówek zostało jeszcze umocnione przez późniejsze pomalowanie koszyka.
Cały koszyk, łącznie w dnem, został wypleciony najpopularniejszym i chyba moim ulubionym splotem ósemkowym. Musze przyznać, że z tym przypadku plecenie szło mi jakoś wyjątkowo szybko, miło i przyjemnie - mimo malej presji czasu, bo był to prezent. Plecenie zajęło mi chyba dwa popołudnia (a kiedy mówię "popołudnie", nie mam na myśli ślęczenia non stop od godziny 16 do 22, tylko parę godzin pracy przy okazji oglądania filmu czy rozmowy).
Wspominałam już także, że przeznaczeniem koszyka był prezent. Dlatego też plecionka została wypełniona słodyczami i innymi tego typu dobrodziejstwami :) Całość zapakowana w celofan i zwieńczona kokardą :)
Z pozdrowieniami dla solenizantki E.
Śliczny :) przydałby mi się taki :)
OdpowiedzUsuń