Część druga fascynacji mej sznurkowymi pierdółkami, czyli bransoletka w stylu Lilou z drewnianym gołąbkiem :)
Tym razem sznurek grubszy niż poprzednio. Wniosek: wiązanie solidniej się trzyma i nie ma absolutnie żadnej opcji, żeby się rozwiązało. Przy niebieskim sznurku, którego użyłam przy poprzedniej bransoletce sznurkowej à la Lilou z budzikiem, zdarzyło się jednak, że sznureczek się dość mocno poluzował i trzeba było wiązać na nowo. A może potrzeba po prostu wiązać mocniej :) Z drugiej strony na cieńszym sznurku supełki służące do regulacji obwodu zdecydowanie łatwiej się przesuwają.
Zawieszka też inna, bo nie posrebrzana a drewniana. I nieco większa. Do grubszego sznurka większa zawieszka - czyli wszystko pasuje :)
Zawieszka ma swój początek we Włoszech, gdzie byłam za czasów licealnych. "Porzuceni" w Asyżu na 8 godzin ze względu na kierowcę, który musiał zażyć snu przed dalsza trasą, chodziliśmy w kółko po sklepach z pamiątkami (ale pamiętam też najlepsze miętowe lody z kawałkami czekolady, najlepsze ever!), gdzie nabyłam tego oto prezentowanego powyżej na mojej lewicy asyskiego gołąbka na sznurku w charakterze wisiorka (czy też zawieszki na szyję, zwał jak zwał). Chwilę nosiłam, później na lata zaległ w pudełku, a teraz dzięki skróceniu sznurka i zawiązaniu sprytnych supełków otrzymał nowe życie (gdyby nie był to gołąb można by rzec, że odrodził się niczym feniks z popiołów... Hmm, w sumie feniks też ptakiem jest, to w sumie można chyba i tak...).
Wpis zatem z dedykacją dla towarzyszy asyskich wędrówek, A. i B. vel G. :)
P.S. Miałam małą zagwozdkę polonistyczną, ale wujek google potwierdził moje domysły, że "pochodzący z Asyżu" to "asyski" :P Wyczucie mnie nie zawiodło ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz